Scenariusz gry terenowej do samodzielnego przeprowadzenia inspirowany jest życiem i twórczością Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej. W swoim bogatym życiu artystka podróżowała po Europie w poszukiwaniu inspiracji, emocji, doświadczeń i relacji, które mogły pomagać jej w tworzeniu. Każdy punkt gry to inny moment podróży poetki a zadanie na nim realizowane nawiązuje do charakteru miejsca lub sytuacji, w których znajdowała się bohaterka gry. Punkty mogą być zaliczanie w dowolnej kolejności. W adaptacji scenariusza warto kierować się swoimi osobistymi preferencjami oraz możliwości realizacyjnymi instytucji. Udanej lektury i gry.
Kartę gry pobierz tu: https://nocbibliotek2025.ceo.org.pl/wp-content/uploads/2025/09/KARTA-OSTATECZNA.pdf
Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!
Co dostają uczestnicy:
kartę gry wraz z mapą pomagającą odnaleźć kolejne punkty gry
instrukcję i podsumowanie zasad
Zasady gry
– Każdy gra we własnymi tempie,
– Punkty zaliczamy w dowolnej kolejności,
– Nie liczy się czas przejścia, nie ma punktacji,
– Jeżeli jakiś punkt się Wam bardziej spodoba możecie spędzić w nim więcej czasu ��
– Po zaliczeniu wszystkich zadań poszukaj punktu finałowego – Anglii.
Z wędrówek po niebie poetka chętnie wraca na ziemię, wtula twarz w pachnące ziółka, zachwyca się starymi bukami i dębami, biega po Lasku Bielańskim. Jako wróżka rozumie mowę ptaków i dosłownie słyszy, jak rośnie trawa. Studiuje botanikę i zna na pamięć łacińskie nazwy wszystkich kwiatów i ziół. W ogródku na Kossakówce chętnie sadzi bratki i stokrotki, Kiedyś przywiozła zakopiańskie krokusy i ich cebulki włożyła do ziemi. Od tego czasu kwitną co roku.
Magdalena Samozwaniec “Z pamiętnika niemłodej już mężatki” o swojej siostrze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej
Kto chce bym go kochała
Kto chce bym go kochała, nie może być nigdy ponury
i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.
Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce
i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.
I musi też ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą,
gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.
Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka kuka
lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powłokę buka.
Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić,
i śmiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści,
i nie wiedzieć nic, jak ja nie wiem, i milczeć w rozkosznej ciemności,
i być daleki od dobra i równie daleki od złości.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, 1924
Zadanie:
Uczestnik dostaje wykreślankę w której ukryte są nazwy ptaków i ziół, musi je znaleźć.
Lokalizacja może odbywać się naturze (o ile możliwe) lub w książkach – na ilustracjach, w
indeksach i słownikach.
rudzik – 1
szpak – 2
kos – 3
skowronek – 4
sójka – 5
sroka – 6
krokus – 7
mięta – 8
rumianek – 9
mniszek – 10
pokrzywa – 11
lawenda – 12
O ile możliwe – uczestnicy mogą odbyć medytację w przyrodzie, kładą się na kocu na trawie
i “słuchają jak rośnie trawa”.
Z czasów panieńskich pamiętam przezabawną historię. Przyszli do nas z wizytą młodzi ułani z ósmego pułku. Chłopcy malowani, jeden piękniejszy i milszy od drugiego, a niby jacy odważni, waleczni, ale nie wierzyli w duchy. Postanowiłyśmy dać im nauczkę. Zrobiłyśmy z Lilką w pracowni ojca wielką hecę, która – jak się potem okazało – kosztowała nas przyjaźń dwóch przyjaciółek z lat dziecięcych. W pracowni co jakiś czas urządzaliśmy sobie wieczorynki, dzisiaj by się powiedziało “prywatki”. Był patefon, przygaszone światło… Lilka na tę okazję, przy pomocy nieodżałowanej Kucharci, robiła cudowne nalewki i pyszne kanapki. Było nam w tej pracowni bardzo, bardzo wesoło. I właśnie tam miał być kolejny wielki seans spirytystyczny organizowany przez panny Kossakówny, czyli nas. Pomysłowość mojej siostry poetki zawsze była wielka. Aby w temacie duchów być bardziej wiarygodną, przekupiła kilku znajomków, weszli oni na szklany dach pracowni i przez uchylone w dachu okno spuścili do pracowni sznurki, które przywiązali do wielkiego manekina konia (ojciec miał go w pracowni). Był to koń sprowadzony specjalnie z Wiednia, cały ze skóry, z ruchomą głową, ruchomymi nogami, takimi które można było dowolnie ustawiać. Oprócz konia był też szkaradny manekin człowieka, którego dopiero gdy się ubrało w mundur, to nie straszył… Cały był z białej skóry, a zamiast twarzy miał dziwną maskę. Okropność! Jemu też się przywiązało
kilka sznurków do rąk i nóg, żeby, jak rzekła Lilka, “był lepszy efekt”, Lilka zadbała o każdy szczegół, ubrała ów manekin w mundur austriackiego oficera. Wojskowych strojów w pracowni Tatki było co niemiara. Pełne szafy. Zebrało się całe towarzystwo. My, dwie nasze znajome i trzech ułanów, a znajomkowie Lilki siedzieli na dachu, czekając na odpowiedni moment. W pracowni panował półmrok, tak więc sznurków przywiązanych do konia i manekina nie było widać.
Zrobiłyśmy odpowiedni nastrój. Świece, stolik na środku pracowni. Nagle jedna z uczestniczek zbladła i wyszeptała:
– Ten koń ruszył głową…
Na to ułan niedowiarek mówi:
– No wiecie!
– Teraz ruszył nogą… – wyszeptała druga.
–
I jak się zaczęły te postacie ruszać, tak nasze biedne znajome z miejsca omdlały, a ułani, zamiast je ratować, pouciekali. W pracowni zostałyśmy same, konając ze śmiechu i cucąc nasze przyjaciółki, które nie miały, jak się okazało, takiego poczucia humoru jak my…
Magdalena Samozwaniec “Z pamiętnika niemłodej już mężatki” o swojej siostrze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej
Czarownicy Paryża
Na rue Pigalle, w małym hotelu,
wciśniętym w sklepy z sałatą,
madame Kahl czyta listy zapieczętowane i bierze
za to sto franków.
W ulicy Fromentin, la mére Duval
wróży z fusów od kawy.
Wzdycha nad tobą. Mówi to, o czem chciałeś zamilczeć.
Kawa pachnie w nieciekawym
jej pokoju.
Na rue de l’Echiquier, czarnoksięska Girard,
w saloniku strojnym w malowane osty,
opowiada po cichu to, o czem chciałbyś zapomnieć.
Zna cię lepiej od siostry
rodzonej.
Zna, pocieszy, jak matka pomoże.
Poleci cię dżinnów potężnej mafji.
Twojego krzywdziciela dreszcz wspomnień przeniknie
gdy wspólnie przekłujecie serce fotografji
przeklętej.
Na bulwarze Haussmanna mieszka medjum Sarah.
Patrzy w kulę z kryształu i widzi twoje dzieje.
Podmalowanem okiem mierzy czasy przyszłe.
W Paryżu dzieją
się cuda.
(…)
Medjum Zinah po polsku do ciebie od progu przemawia.
Widzi nad tobą koło świetlane. Każe ci żyć nadzieją.
„Idź cicha muzyko słodka spokojnie przed siebie.
Gwar ścichnie, wówczas usłyszą cię ci, który umieją
słuchać.“
(…)
W głębi dziedzińców, na prawo, na lewo, w mansardach i piwnicach,
czarodzieje Paryża czatują jak senne ropuchy,
jak węże zielone, jak sowy, pierzaste i ciche nokturny,
jak na krużgankach Nôtre Dame de Paris, śpiczastouche
potwory…
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, 1929
Zadanie:
Spośród kart tarota lub Dixit wybierają trzy karty i piszą lub malują wróżbę.
Muszą pomóc fotografowi, który bierze udział w konkursie na najbardziej paryskie zdjęcie.
Mogą np. stworzyć z siebie wieżę Eiffla lub Mona Lisę w obrazie lub inne paryskie
skojarzenie z pomocą rekwizytów.
Epitafium
Myślę o tobie, Safo,
Tu, u wrót Hellady,
Gdzie mnie noc gwiazdomorska z przeszłością jednoczy…
Zrywam dla ciebie kilka róż, gwiaździstych, bladych —
„A słodszy zapach róży
Gdy zerwana w nocy…“.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, 1936
Zadanie:
Uczestnicy robią swój obraz z bratków i róż.
Dostają kartkę a5, wybierają kwiatki, robią kompozycję, kładą pergamin i obstukują
młotkiem.
Daleka podróż
O świcie Słońce stoi w zielonym bazarze
sprzedając złote noże i wrzące topazy –
i zasłania śmiech pusty palmowym wachlarzem,
i mówi ci: "Dzień dobry – jestreś w Azji, w Azji…"
Południe w białym stroju z brylantową listwą,
w turbanie pozwijanym z dalekich fantazzji
składa ręce na piersiach i błaga: "Weź wszystko
i skryj głęboko w sercu – jesteś gościem w Azji…"
A wieczorem przez okno, mimo muszarabii,
wpada z księżycem w zębach Mrok drżący w ekstazy
i szepce: "Odddaj mi się, a potem mnie zabij
złotym sztyletem słońca! Jesteś w Azji, w Azji…"
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, 1927
Zadanie:
Rozpoznać po zapachu i wyglądzie przyprawy, wpisać ich nazwy na karcie.
Zważyć dwa kilo kaszy i suszonych owoców na zabytkowej wadze.
Ptaki wiosenne
Ptaszek na sztachecie
sąsiedniego ogrodu
piłuje szklaną piłą
piosenkę żałosną.
Przed chwilą grał na flecie
z melodyjnego lodu,
lecz słońce flet stopiło
i w kroplach rozniosło.
Tam znowu inny, wyżej,
uparcie jak chińczyk
kiwający głową
trzęsie dzwonkiem ze szkła.
Krokusy rosną, chyże,
w kolorowej słodyczy,
jakby na ziemię płową
cała tęcza zeszła.
Trawa wzrasta nagle,
jak ciągnięta ręką,
pachną niewidne kwiaty,
powietrzne balsaminy,
a kos w czarnem gardle
toczy nutę mięką,
zaczerpniętą przed laty
w studni Meluzyny.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, 1922
Zadanie:
Uczestnicy mają na karcie gry onomatopeje głosów następujących gatunków:
– pójdźka – Pójdź, pójdź w dołek pod kościołek
– trznadel – Nie będzie suchej kobyle niiiiiiic
– drozd śpiewak – Kita-lis kita-lis kurę, zjadł kurę-zjadł mam pieska burego, poszczuję
go huź-go huź-go
– trzciniak – Ryba-ryba-ryba rak-rak-rak świerzbi-świerzbi-świerzbi drap-drap-drap
stary-stary-stary kit-kit-kit
– jaskółka dymówka – Uszyłabym ci rękawiczki, ale nie mam nici
– słowik rdzawy – podrap – podrap – podrap gdzie – gdzie – gdzie – gdzie – gdzie tuu
– tuu – tuu – tuu eee – eee – eee
Słuchają po kolei głosów z głośniczka. Ich zadaniem jest dopasowanie onomatopei do głosu i nazwy.
Wśród owych pięknych dziewiętnastowiecznych dzieł znajdowała się również gruba księga o gwiazdach, gdzie każda planeta przedstawiona była na kolorowej rycinie w formie pięknej damy w krynolinie, nad której czołem widniała gwiazda rzucająca promienie. Najpiękniejsza była pani przedstawiająca planetę Wenus i tej jasnowłosa dziewczynka najdłużej się zawsze przyglądała i pragnęła być do niej podobna. Podczas wojny, na emigracji w Anglii, już nieuleczalnie chora, znów poetycką myślą zwraca się do swojej ukochanej planety w smutnym wierszu, w którym ta poetka, wróżka i kobieta przeczuwa swój bliski koniec.
Magdalena Samozwaniec “Z pamiętnika niemłodej już mężatki” o swojej siostrze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej
Wieczór gwiaździsty
Kwitnących klombów nocna szaruga
Niebo. W zenicie: Lutnia
A tam znów błysła Wenus, najjaśniej…
Ja nie mam gwiazdy. Moja to smuga
Po meteorze, blada i smutna,
Bo wie, że gaśnie…
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, 1945
Zadanie:
Uczestnicy układają swój własny wiersz pożegnalny dla Marii lub tworzą własną pracę plastyczną inspirowaną jej twórczością. Na koniec wszystkie prace zbieramy w formę instalacji przestrzennej – planetoidę. Podobnie jak w historii, w której odkryta w 1982 planetoida została nazwana Maria na cześć autorki.
Marcin Mitzner